To nie tak miało być. Nie tak miał wyglądać ten (PIERWSZY!) wpis i najchętniej to bym go w ogóle nie pisał. I wiem to już, zanim go napisałem. Wiem to już od dłuższego czasu. Od momentu, kiedy zaświtała mi w głowie myśl o pisaniu bloga. Myśl o dokumentowaniu swojego życia, o dzieleniu się tym, co przychodzi mi w wolnych chwilach do głowy i o chęci jakiegoś poukładania tego. Nawet wolę nie liczyć, kiedy to było, ale o wiele za długo to trwało.
Jednocześnie dzięki temu teraz wiem, czemu jeszcze nic do tej pory nie powstało. Jeszcze kilka minut temu, po przebudzeniu, jak myśli płynęły swobodnie, wszystko w głowie układało się w jedną piękną, spójną całość. A teraz, gdy usiadłem (po raz kolejny) do pisania, jest jedna wielka dziura. Pustka. I chyba jedynym wyjściem jest po prostu się z tym zmierzyć. Pogodzić się ze swoimi ograniczeniami, z tym, że nie jestem wprawiony w pisaniu, a spod palców literki muszą wychodzić w odpowiedniej kolejności. W głowie ten proces, mam wrażenie, przebiega dużo sprawniej. Impulsy nerwowe układają cały proces jak jeden wielki obraz, jak puzzle, które mogą być układane jednocześnie w kilku miejscach.
Najchętniej bym tego wszystkiego nie pisał. Oddalił od siebie ten dyskomfort i frustrację wynikającą z moich braków oraz naturalnych ograniczeń ludzkiego ciała. Z drugiej strony dosyć już mam przebywania w swojej głowie i trzymania tam tego wszystkiego.
Dochodzi jeszcze do tego kwestia czasu, a raczej jego mocnego ograniczenia, co dodatkowo potęguje to wszystko. Jednak nie mam na razie innych warunków. Mam to, co mam, i mam wybór. Dalej tkwić w miejscu w zagraconym garażu albo w jakikolwiek, choćby najgorszy sposób, ale ruszyć.
Znalazłem zakurzony prostownik i udało mi się odpalić starzejącego się już trochę grata.
Zobaczymy, gdzie zajadę (;